Ty w moim brzuchu masz dziś oparcie.
Sezon obżarstwa- wielkie otwarcie.
Oto barszcz czysty, chodź wieczór wciąż dżdżysty,
A tam grzybowa, zawiesin królowa!
Kolejne dania? Głowa się słania.
Obrus już dawno wjechał do prania.
Wujek zasypia, ciocia też syta.
Lecz co to, tam w kącie, za kompotem z suszu?
Nawet nasz Burek nadstawia uszu.
Blask strzelił z półmiska, polała się czysta,
Stół się ugina, to chyba drwina!
Król królów wjeżdża na złotej paterze,
Ja nadal w szoku, nadal nie wierzę.
Mieliśmy kończyć już te wieczerze!
Rozdziawiam usta, powtarzam, żem pusta,
W uszach mi brzęczy, że raczej tłusta.
W czeluściach brzucha już zamieszanie,
-Nic do mnie nie pchaj!
-Nic się nie stanie!
Oszukać pragnę swój metabolizm
I wciskam pieroga, wchodzi powoli.
Kubki smakowe się rozszalały,
Miałam zjeść jeden, był tuzin cały.
Boli, oj boli, biedne brzuszysko
Lecz dla pieroga dosłownie WSZYSTKO.